poniedziałek, 15 maja 2017

Urodzeni z bronią w ręku - "Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie" Paweł Smoleński [RECENZJA]

Co łączy Irak, Iran, Syrię i Turcję? Zdaniem profesora z uniwersytetu w As-Sulajmanii, „tak zwany problem kurdyjski, wspólnie mogą nam dopiec o wiele bardziej niż w pojedynkę”. Tragiczną, wpisaną w karty ich historii, walkę tego narodu  o wolność przybliżył Paweł Smoleński. I sprawił, że chcę dowiedzieć się więcej.


Niepodległość mogli uzyskać po I wojnie światowej. W 1946 roku istniała Republika Mahabadzka pod protekcją ZSRR, który szybko odwrócił się od sojusznika. W późniejszych latach na łaskę Saddama Husajna pozostawiła Kurdów Ameryka. A dziś giną w bezpośrednich starciach z dżihadystami.

„Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie” to historia o niemal największym bezpaństwowym narodzie (jak dowiadujemy się z książki, najliczniejszą grupą są Tamilowie – ponad 70 mln w stosunku do ok. 40 mln Kurdów). O ich tragicznej roli bojowników o niepodległość. O ich kulturze – tak odmiennej od irackiej, irańskiej, syryjskiej i tureckiej. Oraz o aspiracjach bycia ostoją Zachodu na Bliskim Wschodzie. Zachodu, na którego pomoc próżno mogą liczyć.

Polak, Kurd – dwa bratanki

Smoleński przykuwa uwagę polskiego czytelnika już na początku poprzez związek, jaki napotkani przez niego Kurdowie odczuwają z naszym krajem. Gdy Krzysztof Miller, fotoreporter, zaśpiewał na spotkaniu: „Choć na tygrysy mają visy”, zgromadzeni natychmiast odkrzyknęli: „Jak my, zupełnie jak my!”. To wtedy autor jasno określił swój stosunek do Kurdów: „Po tym wszystkim, co wtedy usłyszałem i zobaczyłem, nie wymagajcie ode mnie, bym Kurdów nie kochał”. Ktoś mógłby mu przez to zarzucić skrajny subiektywizm, jednak przyznam, że lektura wywołała we mnie poniekąd to samo uczucie.

Problem natomiast stanowiła dla mnie dość chaotyczna konstrukcja. Reporter odwiedzał Kurdystan kilkukrotnie i dzielił się swoimi spostrzeżeniami. I o ile przecieranie tych samych szlaków w różnych latach z obserwacją zmian było zabiegiem ciekawym, to zbyt częste retrospekcje potrafiły zamieszać w głowie. 

Pozostawienie mnie przez autora z niedosytem trudno jednoznacznie ocenić. Z jednej strony, skoro chciałbym przeczytać więcej, to znaczy, że książka jest naprawdę dobra. Z drugiej – ewidentnie brakuje w niej poszerzenia wątków, choćby historii Kurdów oraz powracających do kraju emigrantów, co współcześnie nie jest powszechnym zjawiskiem.

Drobną kwestią było też opisywanie przez reportera fotografii, których czytelnikowi nie było dane ujrzeć. Choć był w tym konsekwentny w całej książce.

Kurdystan, nie Irak

Kurdystan, mimo że jest tylko autonomicznym regionem Iraku, manifestuje swą odrębność na każdym kroku. I to Pawłowi Smoleńskiemu udało się ukazać doskonale. Choćby przez scenę, gdy po wejściu na przypadkowe wesele natychmiast staje się „swój”, podczas gdy „kilkadziesiąt kilometrów od As-Sulajmanii za niebieskie oczy od paru lat nieodmiennie ucina się głowy”.

Różnice łatwo dostrzec także w praktykowanym islamie, zwłaszcza poprzez obraz kobiety – ubranej w lekkie, kolorowe tuniki i jedynej na Bliskim Wschodzie, jak powie Lajla, która „z mocy prawa musie mieć taką samą pensję jak mężczyzna na równorzędnym stanowisku”. Obietnice bogactwa składane przez arabskich fundamentalistów w latach 90. szybko zostały odrzucone. Podobny opór, tym razem zbrojny, Kurdowie stawiają współcześnie terrorystom z ISIS.

Ihsan, rozmówca reportera, nie czuje związku z Irakiem, mimo urodzenia się na jego terenie. „Jak może być Irakijczykiem, skoro od Iraku nie dostał nic prócz kopniaków?”. Dla Muhammada największą tragedią jest to, że świat postrzega Kurdystan przez pryzmat Iraku. „A więc myśli, że to strefa wojny […]. W Bagdadzie sklepów z antykami (jeśli takowe są) strzegą uzbrojeni po żeby ochroniarze. W Irbilu [stolicy regionu autonomicznego – red.] wystarczy na noc jedna kłódka”.

Cztery oblicza Zagłady

Operacja Al.-Anfal z 1988 roku to Zagłada Kurdów, którą Saddam Husajn próbował teologicznie usprawiedliwić. Jak pisze autor: „Zwłoki spoczywające w masowym grobie zamieniają się w statystkę. Statystyka niesie liczby, a nie emocje”. Dlatego kampanię irackiego rządu przedstawił za pomocą czterech symboli, by ułatwić czytelnikowi zrozumienie piekła.

Pierwszym jest Halabdża. To mieszkańcy tej miejscowości rankiem poczuli zapach jabłek i po chwili 5 tysięcy z nich zginęło z zatrucia gazem. Po ataku iraccy lekarze „badali efekty” ataku, by prawdopodobnie wykorzystać je w kolejnych. Zbrodnie udokumentował Ahmad Nateghi. Jej efekty są widoczne i dziś: deformacje ciał u dzieci, zwiększona zachorowalność na raka i ziemia niezdatna do uprawy.

Drugim jest los Tejmura, który „jest jedynym znanym z imienia i nazwiska dzieckiem, które ocalało z masowych rozstrzeliwań”. Miał zginąć wraz z siostrą i dziesiątkami innych dzieci i kobiet. Postrzelili go w nogę, wygrzebał się z grobu, żołnierza poruszyło sumienie, a przeżyć pomógł mu Beduin.

Trzecim jest Kusz Tapa, wioska wdów.  Deportowano je do niej po masakrze na klanie Barzanich – spadkobierców Mustafy Barzaniego. Jak pisze Smoleński, „dla Kurdów jest niczym dla Polaków Piłsudski i Dmowski, Jan Paweł II i Lech Wałęsa w jednym”.  To jedyna postać, która łączy członków tego narodu – podzielonego pomiędzy zwolenników Masuda Barzaniego, prezydenta Kurdystanu, syna Mustafy, i Dżalala Talabaniego, byłego prezydenta Iraku.

Czwartym natomiast było więzienie Czerwone, obecnie muzeum, w As-Sulajmanii. Miało być tajne, choć każdy Kurd i Irakijczyk znał jego położenie. „Niby to, co się tam działo, skrywała zasłona milczenia, lecz wszyscy wiedzieli, co się z nimi stanie”. A co się działo? Lanie żrącym kwasem, zrywanie paznokci, wkładanie butelek do odbytu. Wszystko, co wymyślono, „łącznie z wciskaniem szczurów w otwory ciał uwięzionych”.

Przyznajcie winy, resztę wywalczymy sami

„Zielone migdały…” to reportaż o ogromnej nadziei i wytrwałości przedstawianego narodu. Narodu, który może świecić przykładem. Bo mimo tylu porażek swojej ojczyzny i ułożonego życia za granicą, emigranci wciąż do niej wracają, ponieważ chcą pomóc. Choćby dlatego trudno po lekturze nie darzyć Kurdów sympatią. A jak się rozwijają? Gdy Smoleński jest zaskoczony zmianami i mówi, że nie było go pięć, sześć lat, słyszy: „To znaczy, że nie było cię u nas całą epokę”.

By nie pozostać bezkrytycznym, autor dopytuje swoich rozmówców o czarny okres odzyskania wolności Kurdów po klęsce Husajna. Wtedy z gór zeszli peszmergowie, bojownicy. Nie wiedzieli, jak rządzić i funkcjonować. „Czy pan nie rozumie, że długopis kiepsko leży w dłoni byłego peszmerga?” – usłyszał Smoleński. Profesorowie byli zgodni: „Kurdowie po prostu nawdychali się wolności”, przez co wybuchła wojna domowa, która pochłonęła 5 tysięcy ofiar. Jak podsumowuje reporter: „Zdrada hańbi niezależnie od okoliczności”.

Kurdowie oczekują wyłącznie przyznania win przez swoich sąsiadów – resztę wywalczą sobie sami. Jak twierdzi tamtejszy etnograf: „Obiecałem sobie […], że nie umrę, zanim nie zobaczę normalnego, niepodległego Kurdystanu”. Historyk prosi: „Przed wiekami ćwiczyliście to samo w Europie. Dajcie nam trochę czasu”. Ja sądzę, że warto poświęcić im trochę uwagi i sięgnąć po ten reportaż.

Mariusz Bartodziej

"Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie" Paweł Smoleński, 2016
Wydawnictwo Czarne
Liczba stron: 171

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skontaktuj się

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *