poniedziałek, 19 grudnia 2016

Wydobyć prawdę – Mariusz Szczygieł "Projekt: Prawda" [RECENZJA]

Niewiele książek ujęło mnie od pierwszych stron. „Projekt: Prawda” zdecydowanie jest jedną z nich. W moim odczuciu Mariusz Szczygieł wykorzystał motto kierowane do ojca. Śmierć (zapomnienie) książki Stanucha pozyskał do narodzenia się reportażu wybitnego.

Pomysł na ten reportaż okazał się ratunkiem dla autora tonącego w odmętach Brahmsa. Twórcę zaczęły dopadać refleksje, że pisanie jest „ucieczką bezsilnych”. A siłę znalazł w pisaniu, lecz nie w swoim. „Polskiego Camus” z 1959 r. wygrzebał w bibliotece. Słowa o konieczności znalezieniu w życiu prawdy naoliwiły tę niezawodną maszynę pisarską. Szczygieł „Portret z pamięci” Stanisława Stanucha zawarł w swoim reportażu, a sobie wyznaczył misję: wydobyć z ludzi prawdę.

Wygrałeś, reporterze 

Trudno mi znaleźć coś, co mógłbym tej książce zarzucić – to już świadczy o jej wartości. Choć doczepić mogę się do włożenia powieści w środek utworu. Wprawdzie zabieg to nowatorski, lecz wywołał we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony zespaja książkę, więc jako czytelnik to kupuję. Z drugiej strony „Portret z pamięci” tak jak reportera wyciągnął z depresji, tak mnie po kilkudziesięciu stronach w nią wpędził. Widząc na horyzoncie poszukiwanie prawdy, zacząłem biec w bezczasie bohatera, by wyjść na ląd i zaczerpnąć trochę życia. Więc moje pragnienie słów Szczygła oznacza, że ta książka i tak jest dobra – wygrałeś, autorze.

Gdy reportażysta zbyt często wysuwa się w swoim tekście na pierwszy plan, możemy nabrać przesytu. Bo gubią się w nim historie, gubią fakty, gubią ludzie. W przypadku „Projektu: Prawda” w takim wypadku czegoś by zabrakło. Każda z rozmów Mariusza Szczygła dostarcza czytelnikowi czegoś nowego. Każda z nich potrafiła skłonić mnie do refleksji. Z jego myśli, które wynotowałem, mógłby powstać ten tekst. „Jego [innego człowieka] oczy patrzą dla nas. Dostrzegają rzeczy, których nie mogły dostrzec nasze” – to tylko kropla w morzu zaczerpniętych sentencji. Jednak nawet ta kropla znaczy dla mnie więcej niż morze innych.

Równie niebanalny co pomysł na książkę jest język, jakim została napisana. Trafił do mnie prostą ścieżką – bez wybojów czy zakrętów. Nie upiększał słów swych rozmówców, dzięki czemu zachował ich indywidualny charakter. Wyrazy rzucone przez kasjerkę są równie cenne, jak te wyjęte z ust poety. A już „zresztą nić to bliźniacza siostra nic, różnią się tylko małym znamieniem na czole” było jak chłodne lody w upalny dzień dla mojego literackiego podniebienia.

Pieprznięcie humorem 

Mariusz Szczygieł zna sposoby na rozbawienie czytelnika. Wie, jak zręcznie rozmyć nastrój refleksyjny, zbliżający się do patosu, i wydobyć z letargu. Potrafi skłamać, że zapomniał telefonu, by nie przyznać się do „szajsowatej komórki” na kartę czeską. Reflektuje się, że właśnie kupił „trzy tomy Dostojewskiego, zamiast jednego”, gdy poznał prawdę, że „trzeba mieć mniej”. A na deser serwuje czytelnikowi kobietę „wpieprzającą ręką”, zamiast pałeczkami, ryż.

Autor nawet poprzez otoczkę humoru potrafi dotrzeć do jakiejś prawdy. Jak ognia wystrzegał się Niepiszącego Scenariuszy, bo, według zaleceń lekarza, ma unikać chorych psychicznie i nie pożyczać im pieniędzy. Jak lew bronił tezy, że warto pisać, bo przecież właśnie trafił na świetny pomysł (poszukiwanie prawdy). Choć obawy wariata wydawały się absurdalne, to doszedł do trafnej konkluzji: „najgorsze w życiu, to stracić kontrolę”.

W tej atmosferze żartu można wyczuć ogromny dystans reportera do siebie.  Że „kupę robi różami” to jedno. Że prościej powiedzieć coś miłego, niż nocami planować napisanie komuś na drzwiach „AIDS was zje” to drugie. Że na widok zadowolonej twarzy buzują mu w mózgu „sraniny” to trzecie. Tą prawdą „pieprznął w jednego gostka z Ursusa”. Tym humorem pieprznął we mnie.

Prawda Dalekiego Wschodu

Autor „Projektu: prawda” nie ogranicza się do prawd wydobytych od naszych rodaków. Przywozi je nawet z Dalekiego Wschodu. To pewna odskocznia od tego, co możemy usłyszeć w tramwaju, czy zobaczyć na ulicy.

Poprzez „prawdę zakazów” reporter przedstawia tamtejszą kulturę. Żeby w Laosie nie wydzierać się i nie chodzić ubranym jak po zapasach w błocie. Żeby w Tajlandii nie trzymać banknotu między chusteczką, a resztą kolacji, bo to uwłacza królowi (jego wizerunek widnieje na każdym nominale). Żeby w państwie Khmerów (Kambodży) nie rzucać pytania „dlaczego”, a taktownie szukać odpowiedzi okrężną drogą.

Jeszcze bardziej intrygująca wydaje się prawda odnaleziona w Birmie. Tam taksówkarz przejmie bagaż oraz paszporty i przygotuje odprawę. Recepcjonistce w hotelu wystarczy numer karty, nawet niesprawdzony, a wykona płatność sama. A na lotnisku wezmą od ciebie bilet i przyniosą dobytek pod nos. Bo wyobrazili sobie, że tak powinno to funkcjonować. To wyobrażenie trudno jednak przenieść na naszą rzeczywistość.

Ty bez Polski nie istniejesz

Nie wszystkie swoje prawdy Mariusz Szczygieł odkrył w rozmowie. Niektóre musiał podsłuchać. A gdyby przestał wytężać zmysł zbyt wcześnie, obszedłby się smakiem.

Mężczyznę biegającego po pociągu w tę i we w tę już obiecał nienawidzić. Do zmiany myślenia wystarczyły dwadzieścia trzy słowa. Mógł ich nie usłyszeć. Mógł zrozpaczonego ojca, któremu syn umiera na raka, uznać za gbura przeszkadzającego innym w podróży. Wtedy przypomniał sobie, że poznanie umożliwia zrozumienie, a zrozumienie pozwala pozbyć się uprzedzeń.

Pociąg jest chyba jego ulubionym miejscem do podsłuchiwania. Gdy słyszał „Martyna, ty musisz pamiętać, że Polska jest najważniejsza”, to już jego umysł kierował się na prawo. „Ty bez Polski nie istniejesz” – jakiej deklaracji trzeba więcej? I znów wystarczyłoby wysiąść stację wcześniej z przekonaniem o jeździe z zagorzałym patriotą. Błędnym, bo oddanie ojczyźnie młodzieniec ogranicza do fakturowania jej jako pierwszej.

Każdy zasługuje na wysłuchanie

Szczególnie doceniam zdolność Mariusza Szczygła do rozmawiania i przelewania tych dialogów na papier. W jednym z wywiadów wspomniał, że ludzie dają mu chleb, a on go smaruje masłem i robi z niego kanapkę. Takie pyszności z rozkoszą skonsumuję o każdej porze dnia. I o każdej porze dnia z równym zapałem podchodziłem do jego książki.

„Projekt: prawda” to reportaż nad wyraz ukazujący prawdę, która po przeczytaniu przyszła mi do głowy: każdy zasługuje na wysłuchanie. Z ludzi niedostrzegalnych wydobył coś wartościowego i za to każdy kolejny jego tekst biorę w ciemno. I to samo polecam wam.

Wprawdzie „Portret z pamięci” Stanisława Stanucha wywołał we mnie mieszane uczucia, jednak autorowi zobowiązany jestem podziękować. Bo swoją książką przyczynił się do powstania reportażu wybitnego.

Mariusz Bartodziej


 Z elektroniczną wersją książki mogłem się zapoznać dzięki uprzejmości wydawnictwa Dowody na Istnienie
http://www.dowody.com/product-page/43230933-f55c-d2e3-0e03-27df43641715

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skontaktuj się

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *