Nie wiem dlaczego, ale byłem przekonany, że „Wykluczeni” Artura Domosławskiego to analiza marginesu Polski. A że reportaż liczy ponad 560 stron, to nie mogłem się zebrać w sobie i go otworzyć. Zmusiłem się dopiero wczoraj i po przeczytaniu kilkudziesięciu stron jestem pozytywnie zaskoczony.
Autor w ciągu dwudziestu lat zebrał w podróży po Ameryce Południowej, Afryce i Azji historie prekariuszy już za życia straconych, których wegetacja nie wzbudza niczyjego zainteresowania. Dzieli się również refleksjami dotyczącymi pracy reportera. Dochodzi do wniosku, że najważniejsza nie jest „empatia”, a „asertywność”, gdyż nasi rozmówcy często próbują wykorzystać fakt odwiedzin kogoś z „bogatego Zachodu”.
Życie za awans
A pierwsi wykluczeni to m.in. Jaime Castillo i Diego Tamayo z Soacha (przedmieść Bogoty), zdaniem autora – stolicy beznadziei. Mamieni okazją dużego zarobku (pragnęli zapewnić rodzinie godny byt), wyjeżdżali bez słowa. W rzeczywistości byli kuszeni przez wojskowych. Dlaczego? By po przyjeździe mogli zostać odstrzeleni. W jakim celu? By żołnierze mogli w zakładzie Medycyny Sądowej przedstawić ich jako „poległych w walce partyzantów” i zgarnąć premię czy awans.
W ciągu ośmiu lat rządów prezydenta Álvaro Uribe w Kolumbii zginęło ponad 4.5 tys. mężczyzn. Do odpowiedzialności zostali pociągnięci nieliczni. Ale czemu się dziwić, skoro presja osiągania jak najwyższych wyników zabitych partyzantów pochodziła z coraz do wyższych stanowisk. A im wyżej, tym większa bezkarność.
Śmierć to nie koniec tragedii
Najgorsze w tym jednak to, że nawet po wyjściu sprawy na jaw nie odpuszczono rodzinom ofiar. John Nilson Gomez, brat jednego z porwanych, stale dostawał pogróżki, by przestał interweniować w prokuraturze. Zepchnięcie z wiaduktu nie zamknęło mu ust. Strzał z bliska prosto w twarz już tak.
Ówczesny minister obrony – Juan Manuel Santos – który sprawnie wybielał historię wojska i rządu, w 2010 r. został prezydentem. Nie chcę dyskredytować go w niczyich oczach, bo może tegoroczny laureat Pokojowej Nagrody Nobla rzeczywiście znacznie przyczynił się do zawarcia porozumienia z FARC (organizacja partyzancka, z którą rząd ścierał się od kilkudziesięciu lat). Jednak przez choćby pośredni udział w tych zbrodniach dla mnie padł na niego blady cień.
Mariusz Bartodziej
Za możliwość zapoznania się z recenzencką wersją książki dziękuję wydawnictwu Wielka Litera
fot. wydawnictwo Wielka Litera
Za możliwość zapoznania się z recenzencką wersją książki dziękuję wydawnictwu Wielka Litera
fot. wydawnictwo Wielka Litera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz