środa, 21 czerwca 2017

Stwierdzenie, że „Święte prawo” to reportaż o aferze reprywatyzacyjnej, jest tylko częścią prawdy. To przede wszystkim przejmująca historia warszawskich kamienic i ich lokatorów, przerzucanych „z rąk do rąk, jak meble”.

czwartek, 8 czerwca 2017

 „Podczas tego napadu zginął rosyjski żołnierz, a kilku zostało rannych. Napady takie, dokonywane w imię »wyższych idei«, nazywano ładnie »ekspropriacjami« i jeśli ekspropriującymi byli »nasi«, to oceniane były łagodniej niż zwykłe rabunkowe skoki”

niedziela, 4 czerwca 2017

Niektórzy mieszkali w nich od pokoleń. Do czasu, gdy ktoś odkrył sposób na przejęcie kamienic i zarobienie milionów kosztem podwójnej krzywdy – tych, co po wojnie utracili własność, i tych, którzy nie zdołali opłacać podwyższonego kilkukrotnie czynszu.

niedziela, 28 maja 2017

Zdaniem radia „Echo Moskwy”, Michaił Zygar został zwolniony ze stanowiska redaktora naczelnego jedynego niezależnego kanału w Rosji „TV Dożd” z powodu ukazania się „Wszystkich ludzi Kremla”. Po lekturze reportażu, prawdziwość tej wersji zupełnie by mnie nie zdziwiła. W końcu Władimir Putin był w stanie przejąć stację telewizyjną NTW.

poniedziałek, 22 maja 2017

Możesz być dyskryminowany ze względu na płeć, wiek, czy orientację. Mieszkać w warunkach poniżej znanych Ci standardów. Być pomiatanym na każdym kroku. A i tak będziesz w stanie potraktować kogoś podobnie, by tylko zepchnąć go ze schodów hierarchii niżej od siebie.

poniedziałek, 15 maja 2017

Co łączy Irak, Iran, Syrię i Turcję? Zdaniem profesora z uniwersytetu w As-Sulajmanii, „tak zwany problem kurdyjski, wspólnie mogą nam dopiec o wiele bardziej niż w pojedynkę”. Tragiczną, wpisaną w karty ich historii, walkę tego narodu  o wolność przybliżył Paweł Smoleński. I sprawił, że chcę dowiedzieć się więcej.

środa, 10 maja 2017

Słyszymy o niej w radiu, telewizji, internecie. Zwłaszcza w okresie przedwyborczym mamy jej już dosyć. Jednak polityka światowa przedstawiona przez pryzmat Rosji we „Wszystkich ludziach Kremla” wciąga jak najlepszy kryminał i raz po raz zaskakuje czytelnika.

środa, 3 maja 2017

Portugalczyków zapędził do Japonii w 1543 roku sztorm. Miejscowi natychmiast zachwycili się muszkietem, a część z nich po 6 latach – Biblią. Przypadek zadecydował o powstaniu chrześcijańskiej społeczności, która przez ponad 200 lat żyła w ukryciu z obawy przed śmiercią. Ich dzieje zbadał z dbałością godną kronikarza i zmysłem reportera John Dougill.

niedziela, 23 kwietnia 2017

Niedawno rozważaliśmy potęgę słowa. Jednak żadne, nawet to najdosadniejsze, nie plami tak trwale jak przelana krew. Zwłaszcza niewinna. I nie chodzi tu wcale o znamię mordercy rodem z czoła Balladyny. Chodzi o piętno, które będzie unosić się nad przyszłymi pokoleniami i stworzy wieżę Babel uniemożliwiającą porozumienie.

czwartek, 20 kwietnia 2017

Z Polski uciekli pod koniec lat 60. przed antysemickimi prześladowaniami. W Szwecji zostali lekarzami, reporterami czy profesorami. Wydaje się, że kariery części z 15 tysięcy marcowych emigrantów dzięki wyjazdowi nie mogły potoczyć się lepiej.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Wskazówki dla przyszłych reporterów, tajniki pracy zawodowców i portrety swoich mistrzów – to znajdzie czytelnik w książce Agnieszki Wójcińskiej. A wszystko w zwartych, nierozlewających się niepotrzebnie rozmowach, pomiędzy którymi próżno szukać przerwy na oddech.

piątek, 7 kwietnia 2017

Co boli mocniej, prawy sierpowy czy kąśliwe słowo, w dodatku opublikowane? Zdecydowanie to drugie. Zwłaszcza, że na ranę zadaną piórem nie znajdziemy maści. Niejednemu przyjdzie żyć z nią jak z blizną – na wieki. 

poniedziałek, 27 marca 2017


Zdaniem Marii Hawranek i Szymona Opryszka w Europie panuje przekonanie, że Amerykę Południową można streścić w trzech słowach: niebezpieczny, biedny, egzotyczny. Swoją podróżą dowiedli, że to jedynie część prawdy, a lektura książki nadaje tym określeniom nowych znaczeń.

wtorek, 21 marca 2017

sobota, 18 marca 2017

Konieczność migracji z powodu prześladowań wydaje się nam czymś okropnym. Tak było w Polsce 1968 roku podczas antysemickiej nagonki. Jednak rozmówcy Krystyny Naszkowskiej dowodzą, że mogła to być ucieczka w lepsze życie.

czwartek, 16 marca 2017

„W byciu człowiekiem najpiękniejsze jest poznanie innego człowieka, którego oczami możemy spojrzeć na to, co widzimy od dawna. Jego oczy patrzą dla nas. Dostrzegają rzeczy, których nie mogły dostrzec nasze. Ktoś znajduje nowe znaczenia tego, co zaliczyliśmy już do oczywistości”

niedziela, 12 marca 2017

Ten reportaż potwierdza trzy kluczowe tezy. Że niepiśmienna Afryka w ubiegłych wiekach to mit, dżihadyści mają niewiele wspólnego z islamem, a terroryzm rodzi się z biedy. Wszystko to ubrane w historię Abdela Kadera Haidara – bibliotekarza, który dziedzictwo kulturowe Mali stawia ponad swoje życie.

czwartek, 9 marca 2017

„Co powiedziałby Elżbiecie, która wiedziała, że synowie zostali wywiezieni do Polski? »Matka łatwiej przeboleje wiadomość o śmierci dziecka, aniżeli pogodzi się z myślą, że żyje ono gdzieś wśród obcych, nieświadome swego pochodzenia« – pisał mecenas”

Pisanie o tragedii, którą nie jest się w stanie sobie wyobrazić, jest trudne. Zwłaszcza jeśli chce się przekazać coś wartościowego. Tutaj kluczową rolę odgrywa świadomość. I to obydwu stron.

Wspomniana matka prędzej pogodzi się ze śmiercią dziecka. Dlaczego? Bo wie, że nic jej nie ominie. Ono odeszło i zostaną po nim wspomnienia. Dobre czy złe, ale ostateczne. A jeśli matka byłaby świadoma jego istnienia wśród innej rodziny? To pytanie dręczyłoby ją jak najgorszy koszmar. Ponieważ wtedy miałaby świadomość, że codziennie dzieje się z dzieckiem coś nowego, bez jej obecności. A co gorsza, żyje ono w przekonaniu, że przy sercu nosił je ktoś zupełnie inny. To cios wymierzony silniej i precyzyjniej niż od zawodowego boksera.

Sytuacja wygląda podobnie z perspektywy dziecka. Dopóki nie miałoby pojęcia o innym życiu, dopóty cieszyłoby się obecnym. Dopiero świadomość przynosi ból i poczucie bezradności, które powalają nas na kolana. A my ulegle pochylamy głowę i zastanawiamy się, dlaczego los nas tak potraktował.

Świadomość niesie nadzieję

Czy aby na pewno jest to tak czarno-białe? Czy ta świadomość istnienia drugiej osoby, choćby i po drugiej stronie Ziemi, ale jednak istnienia, nie dostarcza w równym stopniu nadziei? Refleksja z cytatu zdaje się prawdziwa, ale pesymistyczna. Ja wierzę, że świadomość daje nam możliwości. Na ile z nich skorzystamy – to zależy wyłącznie od Nas. 

Mariusz Bartodziej

Anna Malinowska „Brunatna kołysanka”

 fot. wydawnictwo Agora

niedziela, 5 marca 2017

XX zjazd KPZR, na którym Nikita Chruszczow potępił zbrodnie stalinowskie, wstrząsnął fundamentami obozów socjalistycznych. Ten reportaż wstrząsnął moją wiedzą dotyczącą procesów zachodzących wówczas w Polsce. Od poznańskiego strajku po fenomen jazzu.

środa, 1 marca 2017

Perspektywa lektury ponad 400 stron opisu wydarzeń związanych z 1956 r. w Polsce może nie zachęcać. Jednak „1956. Przebudzeni” Piotra Bojarskiego to cenna lekcja historii. A dzięki okraszeniu barwnymi anegdotami i trafnymi komentarzami, szybko czujemy na skórze nadchodzącą odwilż i przenosimy się 60 lat wstecz.

niedziela, 26 lutego 2017

Jak często utożsamiamy zbrodnie dokonane przez część społeczeństwa z całym narodem? W naszym kraju niektórzy przez lata sprowadzali każdego Niemca do poziomu nazisty. Mimo że jedynym grzechem wielu z nich były narodziny w państwie, które doprowadziło do ogromnej tragedii. To wystarczyło, by ktoś myśląc: „Walczymy z Niemcami”, miał ochotę wymierzyć „sprawiedliwość” całemu narodowi.

wtorek, 21 lutego 2017

Artur Domosławski jak mantrę powtarza słowa zaczerpnięte z „Wytępić całe to bydło” Svena Lindqvista: „Chcemy, żeby początkiem i końcem ludobójstwa był nazizm”, byśmy nie mogli się od tego zdania uwolnić. Udało mu się. Ten cytat towarzyszył mi już do końca lektury, a książka dowiodła, że ograniczanie ludobójstwa do tego okresu jest kompletną ignorancją.

sobota, 18 lutego 2017

Mecenas Roman Hrabar przypominał, że „wojna nie kończy się w dniu, w którym walczące strony składają broń”. Dowodem tego są germanizowani w ośrodkach Lebensbornu bohaterowie „Brunatnej kołysanki”. Cześć z nich, mimo powrotu do ojczyzny, do dziś nie potrafi rozliczyć się z przeszłością.

czwartek, 16 lutego 2017

Ilu z Was tylko dzisiaj spotkało się z podobnymi wątpliwościami? Od kwestii banalnych do kluczowych. Że zapomnieliśmy odpisać na wiadomość z życzeniami i trochę głupio odpisywać po dwóch dniach. Albo że zegar odmierzający rozłąkę z kimś dawniej nam bliskim wybił już kilkanaście lat i droga powrotna jest dawno przykryta piaskami wspomnień.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Łatwo pisać o tragedii. Jednak trudniej w taki sposób, by czytelnik pędził za losami kolejnych bohaterów mimo wzruszenia i złości. Annie Malinowskiej w „Brunatnej kołysance”, przedstawiającej losy zniemczanych dzieci, się to udało. „Dziećmi” pozostali nawet w wieku 70 lat, bo dla wielu wojna nadal się nie skończyła.

piątek, 10 lutego 2017

Zdaniem Filipa Springera, Marcin Kącki „pisze z perspektywy natrętnej muchy”. Bzyczy nad uchem, aż rozmówca zaakceptuje jego obecność. I dobrze, bo z tej pracy powstała kompletnie nienatrętna książka, która wciąga jak kryminał. Jednak to nie fikcja, a Polska właśnie.

niedziela, 5 lutego 2017

Gdy otrzymałem książkę, zadałem sobie pytanie: czy „kryminalną podróż po Polsce” będzie się czytało równie dobrze jak kryminał? I muszę przyznać, że w tym aspekcie zupełnie się nie zawiodłem.

środa, 1 lutego 2017

Czas na zegarze wieży pocztowej w Doniecku zatrzymał się zimą 2013 r. Ruszył blisko dwa lata później. Miasto zdążyło znaleźć się w innym państwie i w odmiennej rzeczywistości. Przez wydarzenia tego bezczasu świetnie przeprowadził mnie duet reporterów.

czwartek, 26 stycznia 2017

„Ci, którzy mają mnóstwo władzy, mają też mnóstwo wrogów(…). Wszyscy chcą się dowiedzieć, co zrobić, żeby zachować pieniądze i władzę. O to walczą”

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Przed lekturą miałem wątpliwość. Czy ten reportaż przeniesie mnie na peruwiańskie ulice, czy tylko wzbogaci o kilka faktów dotyczących sytuacji dzieci w Peru? Bo objętość niewielka. Teraz przyznaję, że przez te blisko 170 stron ani na moment nie ruszyłem się z państwa-kontrastu.

„Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy” to historie życia tamtejszych callejero (uliczników). Jedni, jak Eduardo w wieku siedmiu lat, stają się nimi, bo rodzice ich maltretowali. Drudzy, jak José i Beny, tylko na niej przebywają całymi dniami, bo w domu nic na nich nie czeka – to tzw. „dzieci w sytuacji ulicy”. A dla jeszcze innych, jak Jeana Carlosa, takie życie wydaje się znacznie atrakcyjniejsze. Łączy ich jedno – zew ulicy silniejszy od wiary w lepsze życie.

Raz, dwa, trzy – wchodzisz

Beata Szady jest bardzo zaangażowana w życie swoich bohaterów. Swoją chęć kopnięcia Marcosa (ojca José i Benego), który znów zapił przed załatwianiem dzieciom dokumentów, przelewa na czytelnika. Sprawia wrażenie „matki Polki” walczących o życie tych, o których rząd i rodziny zapomniały. Chodzimy razem z nią. Słuchamy razem z nią. Czujemy razem z nią. I właśnie za to umożliwienie bycia blisko bohaterów cenię ten reportaż.

Autorka uraczyła mnie kilkoma smaczkami kompozycyjnymi. Książka jest poprzecinana „przecinkami” – krótkimi rozdziałami o historii państwa, miast, oraz pueblos jóvenes (dzielnicach biedy, a właściwie „młodych wioskach”). Tekst rozbity jest wieloma śródtytułami, przez co nie gubimy się w treści, a z każdą stroną coraz szybciej pędzimy ulicami Limy. A moje uznanie zdobyła rozdziałem „Tożsamość”, w którym każdy z nas wciela się w historię Jeana Carlosa. „Raz, dwa, trzy – wchodzisz”, skłamałbym, mówiąc, że drzwi były zamknięte, a bohatera podglądałem tylko przez okno.

Jednak niewielka objętość stała się dla Szady bronią obosieczną. Wprawdzie treść książki jest gęsta i mkniemy przez nią z wystawionym językiem. Jednak czułem, że niektóre śródtytuły urywają się nie w punkt. Lapidarność interesujących opisów historii doprowadziła do pojawienia się dat obok dat, przez co niepotrzebnie musiałem zwalniać. I choć podczas lektury los callejeros nie był mi obojętny, to nie mogę powiedzieć, że ten reportaż zostawił po sobie niezatarty ślad.

O ludziach

Czterdzieści milionów obywateli. Milion sześćset tysięcy dzieci poniżej czternastego roku życia mieszka i pracuje na ulicy (szacunki Ministerstwa Kobiet i Ludzi w Potrzebie). Te liczby już tworzą obraz tragedii, a dodajmy do nich młodocianych z casas hogares (domów dla dzieci z ulicy), w których callejeros nie chcą przebywać, bo „wykorzystywanie, molestowanie, gwałty, groźby” nie są obce ich mieszkańcom.

Kolejnym problemem jest brak dokumentów. Rodzice często są analfabetami, więc nie troszczą się o nie w swoim przypadku. A jest to warunek konieczny, by dowody osobiste mogły otrzymać ich synowie i córki. Rządowe statystyki podają, że w stolicy żyje ledwie 98 takich dzieci (na 10 mln mieszkańców). Jednak pracowniczka RENIEC-u (Krajowego Rejestru Identyfikacji Stanu Cywilnego) Violeta twierdzi, że to bzdura.

W przypadku Peru nie możemy pominąć terminu callejización (ulicyzacji). Tamtejsi specjaliści wyróżniają cztery etapy. Według nich pierwszy, kontakt, trwa około roku. Kontakt, bo dzieci niby tylku muskają ten świat poprzez zarobek czy spędzenie w nim kilku godzin. Jednak często przed tym kontaktem już uciec nie mogą.

Jak rozpoznać callejero? Z pomocą idą autorzy „Perfil de los NASC Inhaladores en Lima”. Piętnastolatek, na ulicy od przynajmniej czterech lat, żyje w grupie. Z domu wygnała go bieda albo nowy partner matki. Zdążył znaleźć dziewczynę i spłodzić dziecko. Próbował myć samochody i żebrać w autobusach, ale najlepiej wychodzą mu kradzieże. A do jego codzienności należą: terokal (klej), alkohol i narkotyki. Próbował rzucić ulicę, ale to ulica rzuciła nim i za nic nie pozwoli wstać. Rzecz jasna nie wszystko wymienione wyżej trafi się jednemu callejero, ale doskonale obrazuje to, z czym się borykają.

Przerwa nie na oddech

W swoich „Przecinkach” autorka wcale nie pozwala czytelnikowi odpocząć. Trzyma równe tempo i wciąż dostarcza ciekawych informacji. Jak chociażby tę, że liczba mieszkańców Limy w ciągu ostatnich stu lat zwiększyła się trzydziestokrotnie. Głównie z powodu rozrostu dzielnic biedy. Trafiają do nich ci, których centrum stolicy wyrzuciło poza swój obręb.

W Limie w 1940 r. istniało siedemdziesiąt jeden dzielnic biedy. W ciągu dwudziestu lat ich liczba się podwoiła. Proces nie do zatrzymania. Początkowo (od 1915 r.) władze próbowały go ograniczyć, by szesnaście lat później uznać nielegalne osiedla za obszar wiejski i zanegować ich istnienie. Ich mieszkańcy nie musieli długo czekać, by stać się mięsem wyborczym, które miało zapewnić sukces nowej władzy.

Inny „Przecinek” wyjaśnia, dlaczego domy dla dzieci z ulicy przynoszą często więcej szkód niż dobrego. W jednym z nich budziło się domowników o 5 rano. Modlitwa była oddzielona jedynie posiłkami, a atrakcję stanowiła bezpłatna, jedenastogodzinna praca w fabryce. W drugim trzykrotne sprzątanie całego domu, nawet gdy nie miał kto nabrudzić, było standardem, a dwudziestokrotne mycie podłogi za karę – deserem. Martin z RENIEC-u przyznaje, że nie należy zrzucać winy na aspołeczność dzieci, a na „dobranie nieodpowiedniego narzędzia”.

Wejść w skórę callejero

Beata Szady wie, jak od pierwszych stron przykuć uwagę czytelnika. Za pomocą przedstawienia losów ulicznika Eduardo poprzez jego blizny wciągnęła mnie między wersy i słowo za słowem prowadziła mnie po linii jego życia. W napięciu i z zainteresowaniem wyczekiwałem, co przyniesie kolejna rana.

Reporterka skrupulatnie pilnuje tego, co wielu rozpędzonych autorów pomija – by tłumaczyć obrazowo. Wyjaśnia, że Lima w 1940 r. była wielkości obecnego Wrocławia  (dziś jest blisko dziesięć razy większa i mieszka w niej ponad dziesięć razy więcej ludzi). W San Juan de Lurigancho, jednej z tamtejszych dzielnic biedy, żyje około miliona ludzi – blisko dwa razy tyle co w Poznaniu. A już najbardziej dotarło do mnie wyjaśnienie przyczyny braku chęci do wyrobienia dokumentów. Mimo że jest darmowe, to na ich załatwienie trzeba wydać kilkanaście soli. A to obiad dla dwójki głodujących dzieci przez tydzień – co powinno być priorytetem?

Autorka nie przedstawia stolicy Peru jak katalogi biur podróży. Opisuje miejsca, których nie trzeba specjalnie długo szukać. Wystarczy tuż za pałacem prezydenckim skręcić w odpowiednią uliczkę, by już trafić do jednej z najbiedniejszych dzielnic Limy – Rímac. Zapuściła się w miejsca, do których nie chcielibyśmy trafić. Spisała historię, które chcielibyśmy poznać.

Reportaż „Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy” nie pozostawił we mnie niezatartego śladu. Jednak ta książka w pewien sposób i tak pozostanie dla mnie wyjątkowa. Polecam ją, bo pozwoli wam natychmiast przenieść się na ulice Limy i choć na chwilę wejść w skórę callejero.

Mariusz Bartodziej

fot. wydawnictwo Czarne

środa, 11 stycznia 2017

Trudno rozprawiać nad tym osobie, które mało podróżuje. Jednak chyba każdy z Was przyzna, że coś w tym jest. Bo kto z lecących na karnawał w Rio pomyśli o upodlonych fawelach za fasadą szczęścia? Kto marzący o sawannie przeżyje również tragedię wioski bez studni. A kto cieszący się rajskimi Filipinami dostrzeże dzieci mieszkające na cmentarzu?

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Nie zawsze tekst pozostaje aktualny kilkanaście lat po jego ukazaniu. Reportaże Lidii Ostałowskiej z przełomu XX i XXI wieku zdecydowanie takie są. Wydane w formie książki w 2012 roku, przeczytane przeze mnie w 2016, a mam wrażenie, jakby autorka napisała je wczoraj. Wspólnie tworzą obraz Polski wystawionej poza ściśle określone ramy. Obraz Polski, z którą każdy z nas kiedyś się spotkał, a którą większość chciałaby wymazać z pamięci.

piątek, 6 stycznia 2017

Zdaniem autora bieda rysowana jest w ciemnych barwach. Rzadko widywał dzieci ulicy o białej karnacji. Zazwyczaj noszą obdarte szorty i zniszczone klapki. Jednak nierzadko spotykał je ubrane w nowy t-shirt. Ten ukradziony, otrzymany z pomocy społecznej lub kupiony za zarobione (albo i gwizdnięte) grosze.

środa, 4 stycznia 2017

Z jednej strony moja refleksja nad słowami bohatera książki zdawać się może nie na miejscu. Bo co miałby w tym temacie do powiedzenia ktoś, kto do czasu matury czytał wyłącznie lektury i to z przymusu? A jednak, dzięki najbliższej mi osobie, zacząłem sięgać po książki bez bicza nad głową. I sens tego zdania wciąż jeszcze odkrywam.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Gabriel García Márquez, po wizycie w 1999 roku u wspólnego przyjaciela (Fidela Castro) na Hawanie, postawił tezę dotyczącą przyszłości świeżo wybranego prezydenta. Na osobowość Hugo Cháveza składały się dwie postaci: przyszły wybawiciel kraju i iluzjonista-despota. Dziś nietrudno zgadnąć, którą drogę obrał wieloletni przywódca Wenezueli.

niedziela, 1 stycznia 2017

Artur Domosławski dotarł w swym poszukiwaniu wykluczonych do dzielnic biedy w Brazylii. Tamtejszy odpowiednik slumsów to fawela. Słowo „slums” po raz pierwszy wystąpiło w angielskim słowniku z początku XIX wieku. Oznaczało „szwindel” bądź „przestępczy handel”.

Skontaktuj się

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *