piątek, 10 lutego 2017

Kryminalna strona Polski – Marcin Kącki "Plaża za szafą" [RECENZJA]

Zdaniem Filipa Springera, Marcin Kącki „pisze z perspektywy natrętnej muchy”. Bzyczy nad uchem, aż rozmówca zaakceptuje jego obecność. I dobrze, bo z tej pracy powstała kompletnie nienatrętna książka, która wciąga jak kryminał. Jednak to nie fikcja, a Polska właśnie.


„Plaża za szafą” jest efektem dziesięciu lat pracy autora, choć dotoczy także wydarzeń z końca ubiegłego wieku. Wśród dwudziestu czterech reportaży wyróżnić możemy m.in. historie medyczne oraz takie z kobietą na pierwszym planie. Kąckiego nudziły kryminalne powieści, filmy i seriale, bo „życie daje po mordzie najbardziej wymyślnym pomysłom literackim i scenariuszom”. Ten reportaż jest dowodem, że prawdziwie przestępcze sceny rozgrywają się codziennie wokół nas. Wystarczy je sprawnie opisać, z czego reporter wywiązał się znakomicie.

Pozostaje jeszcze pytanie autora skierowane do czytelnika: „Czy mógłbyś stać się jednym z bohaterów tej książki?”. Ta książka argumentuje, jak łatwo jednym z nich się stać. Bo wystarczy jednorazowe zdjęcie krzyża w szkole, by wywołać lawinę, która zamieni twoje życie w piekło.

Reporterski ping-pong

Marcin Kącki świetnie gra napięciem czytelnika. Intryguje już w krótkich wstępach do reportaży. Gdy opisuje pustą plażę z drewnianym krzyżem w Murowanej Goślinie w upalny dzień, przedstawia Walerię, która „po wypadku miała wpisać kwotę odszkodowania za utratę marzeń, ale zapomniała, o czym marzyła” albo gdy wspomina o plotce krążącej po rzeszowskim pogotowiu.

„Plaża za szafą” pozwala na chwilę wcielić się w detektywa. Autor już zna rozwiązanie sprawy, ale umiejętnie nas prowadzi, byśmy mieli wrażenie akcji „tu i teraz”. Wyjaśnia tam, gdzie czytelnik ma wątpliwość, a stosownie coś przemilcza, by przykuć jego uwagę. Odbijamy się wspólnie z nim od drzwi, okien i bram. Jednak ten reporterski ping-pong przynosi efekty, jak w konflikcie braci K. z Głubczyc – gangstera „Alka” i rolnika Grzegorza. Nikt nie chce za wiele mówić, by nie ryzykować życiem i dobytkiem, lecz upartemu autorowi udaje się zebrać solidny materiał.

Pisać i działać

Trudno zarzucić reporterowi bierność. Dostrzega nepotyzm oraz zmowę milczenia panującą w poznańskim Centrum Stomatologii i ma odwagę otwarcie o niej mówić. Gdy ktoś chce go zbyć, szybko znajduje odpowiedzi w przepisach i wraca na właściwy tor. A nieprawidłowości zgłasza w NFZ, dzięki czemu mogą zarządzić kontrolę i ukrócić proceder fałszywych pieczątek.

Równie mocno jest zaangażowany w sprawę procesu Walerii przeciwko koncernowi farmaceutycznemu Glaxo. Firma nie informuje w europejskich ulotkach leku na Parkinsona Requip o możliwym wywołaniu prób samobójczych, choć w USA tego nie pomija. Dlaczego? Różne standardy. Tam są zobowiązani do napisania większej ilości informacji niż u nas. Czy coś od czasu procesu się zmieniło? „Pojawił się dopisek, by osoby z zaburzeniami psychiatrycznymi rozważyły jego przyjmowanie”.

Od absurdu do groteski

Atutem „Plaży za szafą” bezsprzecznie jest wielobarwność, dostarczenie rozmaitych emocji. Wzbudza w nas poczucie absurdu, gdy czytamy o chorej psychicznie lekarce, która wyrządzała dzieciom nieodwracalne krzywdy, bo stanowisko zapewniła jej matka. A szczytem niedorzeczności jest niepoinformowanie rodziny przez prokuraturę o śmierci Roberta przez 8 miesięcy, mimo że tożsamość była znana od początku. Argument? „Niech pani ma pretensje do rządu polskiego, że policjanci nie mają na czym pisać”.

W książce nie brakuje również groteski. W końcu nieczęsto sprzątacz okazuje się emerytowanym pracownikiem specnazu i rozbraja bombę, a sąsiad wyczekuje w klapkach za firanką, aż zwolni się miejsce parkingowe. A ironia? To nalepka „Szkoła bez przemocy” w Zespole Szkół Sportowych, w którym ksiądz bił uczniów. To  także życzenia Roberta z żoną, „by ten rok odmienił ich życie”. I rzeczywiście, po dziewięciu latach policja odnalazła za szafą skradziony obraz Moneta „Plaża w Pourville”, którego nie zamierzał sprzedać, bo wystarczyło mu wpatrywanie się.

Nie zawiedzie się nawet osoba oczekująca wzruszeń. Za serce chwyta historia kilkuletniego chorego Adriana, którego przewożą ze szpitala, poprzez sierocińce, na kolejnych placówkach medycznych kończąc. On tylko „siuka nerki i mamy”. Kącki przy okazji wyjaśnia, kim jest gruper. To osoba, która weryfikuje, na jaką chorobę najlepiej przyjąć pacjenta, by szpital otrzymał największe dofinansowanie i mógł się nim odpowiednio zająć.

Kłopoty z finałem

Najpoważniejszym zarzutem jest dla mnie brak rozwiązania w kilku reportażach. Z niedosytem pozostawił mnie konflikt braci, historia dźgnięcia nożem nauczyciela w Zespole Szkół w Lubinie czy kobieta rządząca gangiem w Sanoku. To nie temat aborcji czy in vitro, w którym każdy może mieć własne zdanie. Tutaj oczekiwałem klarownego finału, a dostałem sprawę w toku.

Kompletnie z innej bajki wydał mi się tekst „Cyganie w wielkim mieście”, przedstawiający ich życie w Poznaniu. Możemy znaleźć ciekawe fragmenty, jak o Piotrze – nowoczesnym Romie – który jednak kobiecie nadal może dać w mordę, jeśli sobie ona na to zasłuży. Te kilkanaście stron zupełnie nie wpisało się w klimat książki i wyrwało mnie z roli detektywa.

Nie ma czasu na przerwę

„Plaża za szafą” to ponadprzeciętna dawka potężnego napięcia i silnych emocji. Porywa nas i przenosi w świat kryminalnych zagadek. Trudno się od niej oderwać z własnej woli, bo już pierwsze zdania każdego tekstu przyszpilają nas do fotela. Nie brakuje w niej również elementów zaskoczenia, jak rozwiązanie wątku porzuconego, nieślubnego dziecka profesora, o które bił się tłum rodziców pragnących dziecka-geniusza.

Reportaż opiera się na akcji. Autor wrzuca nas w rozpędzoną kolejkę i obserwujemy wszystko z nosem przyklejonym do szyby. Niewiele jest przerw na refleksję, a jedną z nich jest wniosek młodocianego Hamera, że „szacunek jest za wszystko, nieważne, co się zajebie. Szacunek jest za kasę”. Niby banał, ale jak doskonale wpisuje się w nasze realia.

Jeśli szukacie wartkiej książki, dostarczającej wielu wrażeń i chcecie poznać kryminalną stronę Polski, ten reportaż jest zdecydowanie dla was.

Mariusz Bartodziej

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Agora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skontaktuj się

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *