Jak często utożsamiamy zbrodnie dokonane przez część społeczeństwa z całym narodem? W naszym kraju niektórzy przez lata sprowadzali każdego Niemca do poziomu nazisty. Mimo że jedynym grzechem wielu z nich były narodziny w państwie, które doprowadziło do ogromnej tragedii. To wystarczyło, by ktoś myśląc: „Walczymy z Niemcami”, miał ochotę wymierzyć „sprawiedliwość” całemu narodowi.
Niejeden Boszniak przyjaźnił się z Serbem od wielu lat. Mimo waśni i kłótni ta więź nie osłabła. Do czasu, gdy w latach 90. grupa osób kierująca się nienawiścią nie doprowadziła do wybuchu wojny. Wówczas osobiste relacje zeszły na drugi plan i zaczęto mówić o konflikcie między narodami.
Łatwiej mówić nam o bataliach pomiędzy całymi społecznościami, bo prościej uogólnić, niż doszukać się przyczyn. A przyczyną nie jest wystąpienie naprzeciw siebie narodów, tylko zbrodniarzy z obydwu stron. Nawet jeśli początkowo jedynie z jednej, to kwestią czasu są działania odwetowe zaślepione pragnieniem zemsty. Bo prościej nam zapomnieć o kimś, czyja śmierć nie poszła na marne, a czyj oprawca spotkał się z podobnym okrucieństwem. Ta spirala nienawiści kręci się wokół nas i wciąga nas nieubłaganie. Pozostaje nam próba odnalezienia człowieka w człowieku oraz zbrodniarza w zbrodniarzu i rozdzielenie ich raz na zawsze.
Witold Szabłowski „Tańczące niedźwiedzie”
Mariusz Bartodziej
fot. wydawnictwo Agora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz