poniedziałek, 13 lutego 2017

Niebieskie oczy, blond włosy – Anna Malinowska "Brunatna kołysanka" [W TRAKCIE LEKTURY]

Łatwo pisać o tragedii. Jednak trudniej w taki sposób, by czytelnik pędził za losami kolejnych bohaterów mimo wzruszenia i złości. Annie Malinowskiej w „Brunatnej kołysance”, przedstawiającej losy zniemczanych dzieci, się to udało. „Dziećmi” pozostali nawet w wieku 70 lat, bo dla wielu wojna nadal się nie skończyła.


Tragedia m.in. dziewczynki z okładki zaczęła się od refleksji Heinricha Himmlera, szefa SS i Gestapo, że „wszyscy walczylibyśmy na próżno, jeśli zwycięstwa militarnego nie uzupełnimy zwycięstwem narodzin dobrej krwi”. Stworzona instytucja „Lebensborn” (Źródło życia) miała zajmować się „czystej krwi” dziećmi, których matki chciały dokonać aborcji. Była wówczas nielegalna, a samotnej matce groziło wykluczenie, więc wybór Lebensbornu  nie był dla nich trudny.

Niewiele trzeba było, by z założenia pożyteczna i pomocna instytucja zmieniła się w machinę masowej germanizacji. Głównym orędownikiem zmian ponownie stał się Himmler: „Wszelką dobrą krew […] gdziekolwiek ją na wschodzie napotkacie, możecie albo zdobyć, albo zabić”. Tak rozpoczął się proceder odbierania polskich dzieci o niebieskich oczach i blond włosach z rąk rodziców oraz zagrabiania tych osieroconych. A droga do Rzeszy była długa. Usłana głodem, przemocą, karami i zakazem mówienia w języku ojczystym, by w pełni ulec zniemczeniu.

Odebrać, ale czy na pewno?

Ofiarami stały się również rodziny niemieckie. To one chciały bądź były zmuszane do adopcji dzieci z ośrodków Lebensbornu i często nie miały nawet pojęcia, że przygarniają skradzione córki i synów. Wychowywali ich jak własne i tragedią całej familii był powojenny odbiór zagrabionych Polaków. A gdzie trafiali? Jeśli mieli szczęście, to do prawdziwych rodziców, którzy się o nich upominali. Jeśli mieli go mniej, to do dalszej rodziny, która nie zawsze chciała bądź mogła odpowiednio ich traktować. Jeśli nie mieli go wcale, to lądowali w domach dziecka. Stamtąd niewielu wychodziło szczęśliwych.

Czy polska władza powinna w ten sposób się zachować? Z tym pytaniem autorka reportażu nas zostawia, choć daje kilka odpowiedzi. Że nie powinna odbierać dzieciom szczęścia. Że nie mogła dopuścić do przemilczenia zbrodni wojennej. Że wykrwawiony naród musiał odzyskać swą przyszłość.

Polsko-niemiecki dramat

Anna Malinowska docieka, jak jej rozmówcy spoglądają na swoją przeszłość. Jedni są zdania, że powinny zostać u niemieckich rodziców, bo byli u nich szczęśliwi. Drudzy, że nie wyobrażają sobie życia bez świadomości bycia Polakiem. Jednak wszystkim im w ojczyźnie nie było, a niektórym wciąć nie jest, łatwo się odnaleźć.

„Brunatna kołysanka” to poruszająca historia o poszukiwaniu własnej tożsamości oraz o tym, w jak prosty sposób może nam zostać ona odebrana. Ten reportaż jest przepełniony polsko-niemieckim dramatem, a jednak kolejne strony pochłaniamy z coraz większą ciekawością. Książka jest napisana w sposób przystępny, jednak historie w niej zawarte z perspektywy lat pojąć niełatwo.

Mariusz Bartodziej

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Agora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skontaktuj się

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *