Trudno rozprawiać nad tym osobie, które mało podróżuje. Jednak chyba każdy z Was przyzna, że coś w tym jest. Bo kto z lecących na karnawał w Rio pomyśli o upodlonych fawelach za fasadą szczęścia? Kto marzący o sawannie przeżyje również tragedię wioski bez studni. A kto cieszący się rajskimi Filipinami dostrzeże dzieci mieszkające na cmentarzu?
Może wynika to z chęci odpoczynku? Bo urlop kojarzy się z relaksem. A relaks z morzem i plażą, a nie biedą i brudem. Wolimy leżeć na leżaku, zamiast przejść się ulicą-domem „wolnych” dzieci. Chętniej będziemy popijać drinki, niż siedzieć przy stoliku z kimś, kto stołu jeszcze nie widział ulicy. Przyjemnością będzie dla nas dzień spędzony w pięciogwiazdkowym hotelu, a nie spotkanie miejscowej prawdy.
To naturalne i nawet nie przyszło mi do głowy, by zarzucać komuś ignorancję i znieczulenie. Lecz i tak te słowa nie dają mi spokoju. Może warto podczas wyjazdu poznać miejsce, w którym się żyje? Wyjść z rzeczywistości serwowaną przez biura podróży i wkroczyć w tę, z której istnienia nie zdajemy sobie sprawy? Znaleźć równowagę między prawdą i pięknem? W końcu prawda też może być piękna. Czyż nie?
Beata Szady „Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy"
Mariusz Bartodziej
fot. wydawnictwo Czarne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz