„Ci, którzy mają mnóstwo władzy, mają też mnóstwo wrogów(…). Wszyscy chcą się dowiedzieć, co zrobić, żeby zachować pieniądze i władzę. O to walczą”
Dla mnie ten cytat mówi o nienawiści. I o strachu, ale o tym zaraz. Nasza władza to woda na młyn nienawiści osób będących pod nami. Im większy jej zakres, tym większa ich zawiść. Bo zawsze znajdą setkę osób, w tym siebie, którzy doskonale by nas zastąpili. Bo osiągnęliśmy to, czego oni nie byli w stanie. Bo ich zależność od nas wzrasta, co ich frustruje. Brzmi to dumnie. Zasadne jest jednak tylko wtedy, gdy zasadna jest nasza władza. A jeśli nie?
I tutaj przejdźmy do strachu. Nie trzeba nawet wdrapać się na czubek korupcyjnej piramidy. Wystarczy, że znajdzie się o parę stopni za wysoko. W przypadku Wenezueli kompetencje większości z zagrożonych ograniczały się do zdolności bycia w pełni posłusznym Chávezowi. Jednak im większa stawka, tym mniej uspokaja nas nasza fachowość. To walka o czas. O czas na zdobycie jeszcze większej władzy. O czas, by posiąść jeszcze większy majątek. Czujemy oddech widma upadku już na karku, ale pokusa jest silniejsza. Nasza egzystencja wreszcie ogranicza się do szukania sposobu na zatrzymanie tego czasu w klepsydrze naszego pożądania.
Tak błędne koło się toczy. Wyścig szczurów o czas, o wpływy, o majątek. Im większa władza, tym potężniejszy strach, że ją utracimy. I my toczymy się, przywiązani za ręce i nogi, bezwładni. Z nadzieją, że uda nam się skraść jeszcze trochę życia.
Rory Carroll „Chávez. Prawdziwa historia kontrowersyjnego przywódcy Wenezueli”
Mariusz Bartodziej
fot. wydawnictwo Znak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz