Co boli mocniej, prawy sierpowy czy kąśliwe słowo, w dodatku opublikowane? Zdecydowanie to drugie. Zwłaszcza, że na ranę zadaną piórem nie znajdziemy maści. Niejednemu przyjdzie żyć z nią jak z blizną – na wieki.
Myślę, że nie doceniamy wagi słowa. Szczególnie jest to niebezpieczne w erze prężnie rozwijającej się blogosfery. Dlaczego? Bo zdecydowanie łatwiej opublikować coś w niej niż w tradycyjnych mediach. To oni – blogerzy – mają coraz większy wpływ na czyjeś „być albo nie być”. Na łamach ich stron niejednokrotnie rozpoczyna się zacięta bitwa, której przyklaskują bądź którą potępiają w komentarzach obserwatorzy.
A słowa mogą stać się wówczas bardzo potężne. To przez ich pryzmat często możemy być później postrzegani. Z tej skazy na honorze nieraz trudno się później wyplątać. Bo w końcu „nic tak nie plami jak atrament”
Mariusz Bartodziej
Janusz Głowacki „Przyszłem”
fot. wydawnictwo Świat Książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz